Katolik opowiada, Kościół to miejsce, Władza kościoła

DLACZEGO MSZĘ ŚWIĘTĄ NAZYWAMY „SPOTKANIEM NA ŁAMANIU CHLEBA”?

/

W Ewangelii znajdujemy wiele fragmentów, które ukazują Pana Jezusa łamiącego chleb. Do najbardziej znanych należą opowiadania o rozmnożeniu chleba i nakarmieniu nim głodnych tłumów, słuchających Go kobiet, mężczyzn i dzieci. Znamy opis Ostatniej Wieczerzy, podczas której Pan Jezus wypowiada nad chlebem słowa: „To jest Ciało moje” i łamiąc go, podaje uczniom, aby jedli. Łamanie chleba było czynnością, która pozwalała rozpoznać Chrystusa. Po łamaniu chleba rozpoznali Go uczniowie w drodze do Emaus. Nie poznali Go, gdy szedł z nimi, gdy rozmawiał z nimi, gdy wyjaśniał im Pisma. Otworzyły się im oczy dopiero wtedy, gdy wziął w swoje ręce i połamał chleb; poznali Go po łamaniu chleba.

Wyrażenie „łamanie chleba”, występujące również w Dziejach Apostolskich, było używane przez pierwszych chrześcijan na określenie sakramentu Eucharystii, czyli Mszy św. Również św. Paweł w 1 Liście do Koryntian pisze o „chlebie, który łamiemy”. Chrześcijanie spotykali się na „łamaniu chleba”. Wypełniając testament Pana Jezusa zawarty w słowach: „(…) to czyńcie na moją pamiątkę” (1 Kor 11, 23-25), powtarzali — tak charakterystyczny dla Niego – gest „łamania chleba”.

Tak jest do dzisiaj. Czynność łamania chleba znamy z każdej Mszy św. Po wezwaniu wiernych do przekazania sobie znaku pokoju, gdy wszyscy śpiewają: „Baranku Boży…”, kapłan przełamuje konsekrowaną hostię. Gest ten ma dziś przede wszystkim symboliczny charakter. Komunia Święta jest bowiem rozdzielana z przygotowanych wcześniej małych cząstek, zwanych komunikantami (małymi hostiami). Nie ma potrzeby ich łamania. One są już jakby wcześniej „połamane” (również z praktycznych względów; trudno wyobrazić sobie kilkuset ludzi przystępujących do Komunii Świętej w wielkiej parafii i księdza, który w trakcie liturgii łamie dla wszystkich konsekrowany chleb). Nadal jednak możemy powiedzieć, że wszyscy wierni otrzymują Komunię z tego samego chleba. Każda Komunia Święta jest bowiem tym samym Ciałem Chrystusa, tym samym Chlebem Eucharystycznym.

W początkach istnienia Kościoła czynność łamania chleba była konieczna. Nie było komunikantów i wierni przynosili ze sobą na Mszę św. prawdziwe chleby, które przed komunią świętą kapłan musiał połamać tak, aby starczyło dla wszystkich.

Po reformie Kościoła, wprowadzonej przez Sobór Watykański II, ponownie zaistniała możliwość prawdziwego łamania chleba. Można dzisiaj wypiekać chleb na Eucharystię o różnorodnym kształcie. Nie muszą to już być małe, cienkie opłatki, w niczym nie przypominające prawdziwego chleba. Nie tylko na Zachodzie, również w Polsce, pojawiają się grube i ciemne hostie. Jedyny warunek, że muszą być pszenne i bez kwasu, czyli przaśne. Niektóre parafialne wspólnoty, zwłaszcza podczas Mszy św. odprawianych w małych grupach, przygotowują do konsekracji takie hostie, które kapłan przed komunią świętą łamie na małe cząsteczki.

Do „łamania ehleba” podczas Mszy św. nawiązuje też piękny, polski zwyczaj związany z Bożym Narodzeniem. Dzielenie się opłatkiem podczas wigilijnej wieczerzy jest też łamaniem ehleba. Mamy tu jednak zwykły, niekonsekrowany chleb, którego nie wolno mylić z Chlebem Eucharystycznym. Podobnie jak podczas Mszy św. łamiemy chleb – dzielimy się opłatkiem, aby za pomocą tego widzialnego znaku powiedzieć komuś o naszej miłości i życzliwości, o gotowości podzielenia się z nim wszystkim, oddania mu swojego czasu, swoich sił i talentów.

Ilustracją powyższych rozważań niech będzie fragment z książki o. Tomasza Pawłowskiego: „Do dzisiaj można rozpoznać chrześcijan po łamaniu się chlebem. I ostatnim kęsem. Tak było w Oświęcimiu i innych obozach wyniszczenia, w miejscach bestialstwa nagle odsłaniało się człowieczeństwo. Ktoś podawał swój ostatni kawałek chle-ba. Ktoś karmił nieznajomego, ratując go od śmierci. Powtarzał gest Chrystusa. Jezus chciał pozostać w naszej świadomości jako łamiący (…) chleb. Przed kilkoma laty przeżyłem tę chwilę rozpoznania Chrystusa. Jedna z niezwykle uroczych i dzielnych studentek wpadła pod tramwaj. Nastąpiło zmiażdżenie nogi, poważne uszkodzenie ciała, duży upływ krwi. Bogna znalazła się na sali reanimacyjnej. Całe duszpasterstwo, postawione w stan alarmu, wznosiło modły i dawało krew’. Duszpasterzowi udało się przedostać na salę, gdzie leżała ranna. W białym kitlu szpitalnym pochyliłem się nad nią. Jedynie tw’arz blada jak ściana przypominała dziewczynę, która była żywym srebrem. Bogna walczyła o życie. Zapadła w stan głębokiego omdlenia. Niespodziewanie otworzyła sw’oje duże oczy. I poznała. Była tak osłabiona, że nie powiedziała słowa. Tylko drżącą ręką, półprzytomnie, sięgnęła do stolika szpitalnego i podała mi połamaną czekoladę. Nie zdążyłem zareagować. Bogna znowu zemdlała. A ja tak głupio się czułem z tą czekoladą. To ja powinienem chorej coś przynieść. Ona, umierająca, gestem nauczonym przez Chrystusa dzieliła się ze mną. Nie był to Wieczernik, nie był to chleb, ale to był ten sam Chrystus umierający i w ostatniej chwili dzielący, łamiący siebie, aby karmić, abyśmy mogli ŻYĆ!”

Nazywanie Mszy św. „łamaniem chleba” ma swoją długą historię i wydaje się być głęboko uzasadnione. W przekonaniu tym utwierdza nas też papież Jan Paw’eł II, który w swoim liście apostolskim zatytułowanym: Zostań z nami, Panie!, wydanym z okazji trwającego właśnie Roku Eucharystii i poświęconym Mszy św., odwołuje się często do spotkania Pana Jezusa z uczniami w drodze do Emaus, zakończonego łamaniem chleba: „Znamienne jest – pisze Jan Paweł II w swoim Liście – że dwaj uczniowie z Emaus, odpowiednio przygotowani przez słowa Pana, rozpoznali Go przy stole po prostym geście łamania chleba”.

Prosty gest pozwolił uczniom rozpoznać Chrystusa w przygodnym wędrowcu. „Łamanie ehleba” – jak początkowo nazywano Eucharystię – od zawsze jest w centrum życia Kościoła.